Pan Stanisław odlatuje, Justyna Bednarek, Paweł Pawlak, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2019, ISBN 978-83-10-13450-9, wiek 5+
Czy książka o śmierci może być optymistyczna? Oczywiście, jeżeli stworzyli ją Justyna Bednarek („Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek”, „Pan Kardan i przygoda z vetustasem”, „Babcocha”) i Paweł Pawlak („Ignatek szuka przyjaciela”, „Jajuńciek”, „Czarostatki i Parodzieje”). „Pan Stanisław odlatuje” to najbardziej pogodna i pozytywna książka o odchodzeniu jaką czytałam.
Pan Stanisław czuje, że wzywa go przygoda. Jest na nią gotowy. Jeszcze tylko prosi wnuczka, żeby zaopiekował się jego psem Znajdkiem, kupuje butle z helem, żeby napełnić swój dmuchany materac w kwiatki i wyrusza w swoją podróż „do słońca”. Myśl o udaniu się w nieznane nie wywołuje w starszym panu strachu, jedynie ciekawość i lekką tremę (jak to zwykle przed podróżą). Pan Stanisław wsiada na materac i wznosi się w powietrze. Chmury smakują jak wata cukrowa a kolejne warstwy odsłaniają nowe niespodzianki. W pewnym momencie bohater widzi szczęśliwe chwile ze swojego życia – siódme urodziny, wakacje z mamą, prezenty od Mikołaja, pierwszą randkę, narodziny syna. Te wspomnienia nie wywołują w nim żalu i smutku, ani chęci powrotu na dół. Czuje, że leci do dobrego, bezpiecznego miejsca. Zauważa też, że z góry wszystko staje się bardziej zrozumiałe, nabiera sensu i celu.
„Nie miałem pojęcia, że to wszystko jest tak sensownie urządzone”.
Im wyżej pan Stanisław leci, tym piękniej robi się wokół niego. W pewnym momencie dotyka głową nieba i przecina scyzorykiem cienką jak balonik powłokę (odwrócony poród? symboliczne przejście do nowego życia?). Na kolejnej stronie widzimy zachwyt na twarzy pana Stanisława. I ten zachwyt musi nam wystarczyć za cały opis miejsca, w którym pan Stanisław się znalazł.
„Trudno przecież nazwać coś, czego się nigdy nie widziało”.
Na ilustracjach Pawła Pawlaka to miejsce przypomina kolorowy, radosny plac zabaw, wielkie wesołe miasteczko. A wszyscy ludzie mają na plecach żółte śmigiełka. Ta wizja „nieba” jest na tyle niedopowiedziana, niedookreślona, że rodzice mogą wypełnić ją treścią, według własnego uznania i przekonań. Starszy pan jest w nowym miejscu spokojny i radosny. I czuje się potrzebny. Odkrył bowiem, że z góry świetnie widzi ziemię i że przy pomocy promieni słonecznych może troszczyć się o swoich bliskich (może puszczać im ostrzegawcze zajączki, rozśmieszać łaskocząc promykami w nos, albo zarzucać promienie jak lasso). Wzruszająca jest scena, kiedy Znajdek rozpoznaje, że to jego pan drapie go za uchem długim promieniem słońca i zaczyna merdać ogonem.
Książka może być odczytywana dosłownie, jako zwariowana podróż sympatycznego staruszka, albo jako metafora odchodzenia. Mamy tu bardzo optymistyczną, kojącą wizję śmierci. Bez rozpaczy, strachu, smutku. Historia pana Stanisław niesie krzepiące przesłanie, że śmierć to odchodzenie do czegoś dobrego i pięknego, że nasi zmarli bliscy są w miejscu, w którym czują się szczęśliwi i mogą czuwać nad nami z góry. Zauroczyła mnie ta publikacja.
Podobny przekaz ma książka „Cudowna wyspa dziadka”.