Mama zawsze wraca

by admin

Mama zawsze wraca, Agata Tuszyńska, ilustracje Iwona Chmielewska, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2020 r., ISBN: 978-83-8150-128-6, wiek 15+

„Mama zawsze wraca” to oparta na prawdziwym świadectwie, poruszająca opowieść o dzieciństwie w warszawskim getcie. Zosia Zajczyk urodziła się w maju 1939 roku i jako niespełna dwuletnia dziewczynka trafia ze swoją liczną rodziną do  getta. Z czasem członkowie rodziny znikają z jej życia (są zabijani, wywożeni do obozów zagłady) i Zosia zostaje tylko z matką. Żeby ocalić córkę, matka ukrywa ją w piwnicy. Czasami zostaje z Zosią na noc, ale najczęściej może spędzić z nią tylko kilka godzin dziennie. Większość czasu kilkuletnia dziewczynka jest w piwnicy sama. Mama w tym czasie zdobywa jedzenie, pracuje w szkole i przeprowadza dzieci na aryjską stronę (współpracowała z Żegotą). Za każdym razem, wychodząc,  wydaje Zosi instrukcje  „Jak zobaczysz, że jest ciemno to zjesz to, a jak znowu będzie widno, to weźmiesz tamto […]” a wracając powtarza „Mama zawsze wraca”.  Po latach Zosia (Yael Rosner) opowiedziała Agacie Tuszyńskiej o sobie i swojej mamie.

Wydawać by się mogło, że to wojenna historia jakich wiele. Nie dajcie się zwieść wrażeniu, że czytaliście już i znacie takie opowieści o ukrywających się żydowskich dzieciach.  „Mama zawsze wraca” to książka zupełnie wyjątkowa. Wyjątkowa dlatego, że jest to świadectwo bardzo małego dziecka, ale przede wszystkim dlatego, że bardziej niż o wojnie i Holocauście opowiada o bezgranicznej miłości matki i niezwykłej terapeutycznej mocy słowa. Stwarzającej, oswajającej  i ocalającej.

Natalii Zajczyk udało się słowem stworzyć dla córki piękny, szczęśliwy świat w samym środku piekła,  przekonać Zosię, że jest bezpieczna, że nic złego jej nie grozi (ma „wspaniały domek zupełnie jak w Zakopanem” i „prawdziwy skarb” w drewnianym pudełku). W tej ciemnej piwnicy ze szczurami mama opowiadała o świecie, którego Zosia nie znała: o Warszawie, o górach, o operze. Pokazywała jej jesienne liście i wiosenne bazie, opowiadała bajki, śpiewała ludowe piosenki i recytowała wierszyki. Uczyła córeczkę czytać i liczyć. Pokazywała nawet, przy pomocy sznurka, drewnianej łyżki i kartonu, jak się haftuje (dorosła Zosia miała w Jerozolimie studio haftu). „Mama chciała, żebym była wesoła, żebym mogła się bawić”. Mała Zosia żyła w wyczarowanym przez mamę świecie wyobraźni, do którego przerażająca rzeczywistość nie miała dostępu (jak w filmie „Życie jest piękne” albo „Pokój”). Dlatego dziewczynka nie zapamiętała z pobytu w getcie rozstrzeliwań i trupów na ulicach. Zapamiętała za to, że  mama ją przytulała i chwaliła („Zosieńko, ty masz złote rączki”), że słuchały razem wiatru i dotykały deszczu,  że mama przynosiła jej kasztany i kłębuszki kolorowej wełny, rysowała na podłodze sanki, opowiadała o śniegu i bocianach, mówiła gwarą, żeby ja rozśmieszyć…

 „Nie czułam się smutna. Nie było mi źle. Nie wiedziałam w ogóle, że jest inne życie. Myślałam, że tak to jest. Nigdy nie chciałam wyjść, bo nie wiedziałam, że można wyjść”.

Dorosła Zosia wspomina, że naprawdę nie bała się. Była radosnym dzieckiem, które dużo mówi, śpiewa. I to jest niezwykłe. Natalia dokonała rzeczy niebywałej: uratowała nie tylko życie Zosi, ale i ocaliła jej psychikę. Jak mówi w jednym z wywiadów Agata Tuszyńska, Zosia/Yael Rosner jest jasnym, dobrym człowiekiem, który potrafi być szczęśliwy i nie nienawidzi.

Ważną postacią w tej historii jest lalka Zuzia. Natalia znalazła na ulicy getta samą główkę i doszyła do niej sukienkę. Zosia traktowała Zuzię jak swoją córkę (dziewczynka bardzo chciała być dorosła, wierzyła, że wtedy wyrośnie ze „złego wyglądu”), opiekowała się nią, pocieszała, dodawała otuchy a w pewnym momencie z narażeniem życia (to jedna z bardziej wzruszających scen w książce) wróciła po nią do getta („bo przecież mama zawsze wraca do swojej córeczki”). Natalia, Zosia i Zuzia przeżyły Zagładę. Lalka jest teraz w Muzeum Yad Vashem, a dzieci z całego świata piszą do niej listy.

Autorka książki, Agata Tuszyńska, poznała Zosię w Izraelu w latach dziewięćdziesiątych. Jej historia zrobiła na autorce ogromne wrażenie. Tak ogromne, że wówczas nie potrafiła  o niej napisać. Autorka podkreśla niesamowity kontrast między dziecinnym językiem, którym Yael opowiadała (nie posługiwała się językiem polskim w dorosłym życiu) i drastycznymi wydarzeniami, które opisywała (np. jak z głodu gryzła ścianę albo jadła glisty). Jedną z bardziej poruszających scen w książce jest ta, kiedy Zosia i Natalia płyną do Izraela statkiem z żydowskimi sierotami i kiedy Zosia mówi jednemu chłopcu, że idzie zajrzeć pod pokład do mamy, która jest bardzo chora, a chłopiec odpowiada:

 „Żadna mama nie żyje. […] Nie ma takiej mamy, która by żyła. Nie ma. Zapytaj się wszystkich dzieci, czy ktoś ma mamę, która żyje”.

Ciekawy jest  wątek powojennego życia Zosi w Izraelu. Dziewczynka nie mogła nikomu opowiedzieć o tym co przeżyła, o swojej rodzinie, o mamie „Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć nikomu, jak było, co się stało, gdzie jest mój ojciec, jak bili mamę, gdzie ja się chowałam”. W Izraelu nie chciano słuchać o cierpieniu, o tym, że Żydzi byli ofiarami. Należało myśleć o przyszłości, iść do przodu („Oj Zosieńko, przestań,  to już było, to już było, teraz jest coś innego.”). Dziewczynka musiała zmienić imię, nauczyć się hebrajskiego i zamilknąć. Ale nie zapomniała.

Pani Agacie historię Zosi/Yael udało się opowiedzieć dopiero w 2020 roku, dzięki współpracy z Iwoną Chmielewską, która – jak mówi – też długo opierała się przed zilustrowaniem tego tekstu. Dopiero sukienka lalki Zuzi, niebieska w czerwone różyczki, stała się inspiracją i  przewodnim motywem graficznej strony książki. Ilustracje pani Iwony są jak zwykle wspaniałe: wieloznaczne, wzruszające, łączące symbole z konkretami. Pani Iwona nadała książce wygląd starego rodzinnego albumu z pożółkłymi ze starości, poniszczonymi kartkami. Ciekawy jest motyw opaski nałożonej na okładkę, która od razu budzi skojarzenie z płóciennymi opaskami, które musieli nosić Żydzi, ale tu zamiast gwiazdy Dawida widnieje na opasce haftowana róża, który symbolizuje heroizm i bezgraniczną miłość matki do córki.

Czy „Mama zawsze wraca” jest książką dla dzieci? Na pewno nie dla wszystkich. Przynajmniej dwie sceny są naprawdę drastyczne, ale należy pamiętać, że nikt ich nie wymyślił. Zdarzyły się naprawdę i były udziałem dziecka. A autorki opowiedziały cała historię (słowem i obrazem) w taki sposób, że na pierwszy plan wysuwa się miłość. Dlatego zachęcam rodziców do wspólnej lektury ze starszymi dziećmi.

Podobne wpisy

error: Content is protected !!