Pasztety do boju!, Clémentine Beauvaris, przekład Bożena Sęk, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2017, ISBN: 978-83-65341-35-8; wiek 12+
O książce „Pasztety do boju napisano już tak wiele, że zastanawiałam się, czy jest sens pisania kolejnej recenzji. Postanowiłam jednak dołączyć do zgodnego chóru zachwytów, bo książka jest naprawdę tego warta.
Mirelle Laplanche poznajemy w momencie, gdy w jej rodzinie panuje napięta atmosfera. Mama i ojczym (za którym dziewczyna nie przepada) spodziewają się dziecka, a ojciec (znany profesor filozofii, z którym matka miała romans w trakcie studiów) nie utrzymuje z kontaktów z córką. Profesor jest mężem prezydentki Francji (którą Mirelle nazywa „Obamką”), więc dziewczyna może śledzić w mediach wydarzenia z życia jego rodziny. Mirelle kłóci się z ojczymem i stale krytykuje matkę. W domu codziennie wybuchają awantury. Życie towarzyskie Mirelle nie wygląda lepiej. Dziewczyna właśnie zajmuje trzecie miejsce w internetowym konkursie na największego „paszteta”, czyli najbrzydszą dziewczynę w szkole. W poprzednich latach zawsze był na podium, więc jest już weteranką konkursu. Za pierwszym razem była załamana, z czasem nauczyła się reagować obojętnością i ironią. Zresztą tym razem nie miała czasu, żeby rozczulać się nad sobą, bo musiała dodać otuchy „debiutującym” pasztetom – Astrid i Hakimie. Konkurs organizuje przyjaciel Mirelle z dzieciństwa (co pewnie dodatkowo boli), ale dziewczyna postanawia nie dawać satysfakcji hejterom. Stać ją już na to, żeby kliknąć „lubię to!” pod ogłoszeniem wyników konkursu na Facebooku i robić żartem wyrzuty Astrid, że odebrała jej palmę pierwszeństwa.
Złoty, Srebrny i Brązowy Pasztet spotykają się i, w dużej mierze jest to zasługa Mirelle, zamiast rozpaczać i roztrząsać temat konkursu postanawiają pojechać do Paryża i 14.08 wziąć udział w organizowanym przez parę prezydencką garden party na Polach Elizejskich. Każda ma inną motywację do tej podróży. Mirelle chce porozmawiać z ojcem, który nie odpowiada na jej listy. Astrid marzy o wysłuchaniu na żywo koncertu ulubionego zespołu, którego muzyka pomagała jej przetrwać trudne chwile w szwajcarskiej szkole prowadzonej przez zakonnice. Hakima zamierza porozmawiać z generałem (który ma w tym dniu zostać odznaczony medalem), żeby oczyścić dobre imię brata. Problem w tym, że do Paryża jest 500 kilometrów a dziewczyny nie mają pieniędzy. Wpadają więc na szalony pomysł – pojadą do Paryża na rowerach a podróż sfinansują sprzedając po drodze… paszteciki! Ponieważ wszystkie są niepełnoletnie będzie im towarzyszył Kader, brat Hakimy, który porusza się na wózku inwalidzkim. Dzięki determinacji trzech Pasztetów (jak same zaczęły się nazywać) i solidnym treningom wyprawa dochodzi do skutku i budzi powszechne zainteresowanie. Dziennikarze nagłaśniają temat konkursu na Paszteta Roku a internauci prześcigają się w obstawianiu celu podróży i motywacji dziewczyn (na pewno trenują żeby schudnąć, jadą do Paryża, żeby udowodnić swoją wartość, chcą być sławne, chcą ośmieszyć organizatora konkursu, kierują się feministycznymi pobudkami itd.). Cała droga do Paryża (niełatwa, nie pozbawiona chwil zwątpienia) jest relacjonowana przez media społecznościowe i wywołuje zarówno nienawistne komentarze anonimowych internautów, jak i pełne życzliwości reakcje w realu.
„Pasztety do boju!” to powieść drogi (fantastyczne są tu opisy krajobrazów i lokalnych potraw) i Bildungsroman w jednym. Z każdym przejechanym kilometrem i każdym szyderstwem pod swoim adresem dziewczyny zmieniają się, ale spokojnie, nie będzie spektakularnego zrzucenia wagi i przemiany „paszteta” w „laskę”, będzie to przemiana wewnętrzna. Dziewczyny pokonują swoje słabości, odbudowują poczucie własnej wartości i nabierają dystansu do opinii innych. Mają też czas, żeby wszystko przemyśleć (nie tylko sprawy związane z konkursem), przewartościować, poukładać sobie w głowie (Mirelle zaczyna doceniać ojczyma, rozumieć życiowe wybory matki). Wszystkie wracają do Bourg-en-Bresse dojrzalsze, silniejsze i pewniejsze siebie. I z paczką sprawdzonych przyjaciół.
Książek dla młodzieży poruszających temat odrzucenia z powodu wyglądu i przemocy rówieśniczej jest sporo (Np. „Siedem dni”, „Jane lis i ja”, „Cudowny chłopak, „Morze ciche”, „Kolorowy szalik”). „Pasztety” wyróżniają się oryginalnym ujęciem tematu. Nie ma tu piętnowania dręczycieli (że głupi i źli, bo oceniają po pozorach), bagatelizowania problemu (że nie ma się czym przejmować) i pocieszania ofiar (kiedyś się na tobie poznają, odkryją twoje wewnętrzne piękno). Autorka zdaje się raczej mówić, że nie mamy wpływu na to co robią inny ludzie, ale tylko od nas zależy, co sami myślimy (na przykład o sobie), mówimy i robimy. Bohaterki zamiast siąść i płakać (chociaż pokusa była silna) ucierają nosa hejterom robiąc swoje (obojętność Mirelle jest dla Malo największą karą). Cenna lekcja na przyszłość (i fantastycznie podana – kibicując dziewczynom absolutnie nie czujemy „ciężaru” nauki). Cudownie pozytywna książka! Napawa optymizmem, dodaje wiary w siebie. Zachęca do niepoddawania się, stawiania czoła trudnym sytuacjom, szukania rozwiązań.
Bardzo podobały mi się książki „Rok szczura”, „Kasieńka” i „My dwie my trzy”. Po „Pasztetach” biorę wszystkie „młodzieżówki” Dwóch Sióstr w ciemno. Moje dzieci są jeszcze za małe, ale strzeżcie się wszystkie nastoletnie chrześnice, bratanice i córki przyjaciółek:)