Klub opiekunek. Tajemnica Stacey, Ann M. Martin, przekład Małgorzata Masełko-Swędrak, Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2020, ISBN: 978-83-66577-16-9, wiek 12+
Bardzo istotna rola literatury młodzieżowej polega, moim zdaniem, na oswajaniu młodych czytelników z odmiennością, przekazywaniu wzorców równościowych, uczeniu otwartości na inność. Na rynku mamy sporo książek, w których bohater jest „inny”, ale ta reprezentacja pozostawia wiele do życzenia. Odmienność jest najczęściej jedynym tematem książki i jedyną cechą definiującą bohatera. Większość książek koncentruje się na problemach i trudnościach bohatera, podkreśla różnice, używa języka deficytów. Takie książki są potrzebne, ponieważ budzą empatię i oswajają inność, ale sprawdzają się raczej w odniesieniu do dzieci młodszych. Młodzież niechętnie sięga po książki z tak nachalnym przesłaniem i bohaterem, z którym nie można się utożsamić. Brakuje książek dla nastolatków, które poruszają inne tematy, a bohaterowie reprezentujący jakąś inność pojawiają się tam jako zwykli uczestnicy opisywanej rzeczywistości, biorą udział w akcji na takich samych warunkach i prawach, jak inni bohaterowie. Książka dla nastoletniego odbiorcy musi być w pierwszej kolejności ciekawa, wciągająca, a dopiero potem może „przemycać” różne wartości i mądrości.
Dobrym przykładem książki, która nie jest wykładem o tolerancji, ale oswaja temat przewlekłej choroby i uwrażliwia na problemy osób z cukrzycą jest „Tajemnica Stacey”. Książka należy do bestsellerowej serii Ann M. Martin „Klub opiekunek”, która sprzedała się w 176 milionach egzemplarzy i na jej podstawie nakręcono serial Netflix.
W poszczególnych częściach tej serii śledzimy domowe i szkolne perypetie czterech przyjaciółek: Kristy, Claudii, Stacey i Mary Anne, które prowadzą tytułowy klub opiekunek. W tomie „Tajemnica Stacey” dziewczyny mają problem, ponieważ pojawiła się konkurencja dla ich klubu. Starsze dziewczyny odbierają im klientów i działają nie fair. W każdej z czterech pierwszych części narracja jest prowadzona z perspektywy innej bohaterki. Tym razem to Stacey jest narratorką, dzięki czemu możemy lepiej poznać ją, jej rodzinę i… jej sekret. Kilkanaście miesięcy wcześniej dziewczyna zaczęła nagle źle się czuć. Rodzice początkowo zrzucili niepokojące objawy na karb dojrzewania, jednak diagnoza była jednoznaczna: cukrzyca. Stacey musiała z dnia na dzień zmienić swoje życie: przejść na dietę, mierzyć regularnie poziom cukru i robić sobie zastrzyki z insuliny. Dziewczyna odnalazła się w nowej sytuacji nad wyraz dobrze, czego niestety nie można powiedzieć o jej rodzicach. Mama i tata nie chcieli pogodzić się z chorobą córki i postanowili skonsultować jej przypadek z każdym lekarzem w kraju. Postanowili też ukrywać cukrzycę Stacey przed znajomymi. Stacey myślała, że tak trzeba i też nikomu nie powiedziała o swoim stanie zdrowia. Kiedy kilka razy zemdlała w szkole, koledzy, którzy nie rozumieli co się dzieje, zaczęli jej unikać. Najbardziej bolesna była strata przyjaciółki z dzieciństwa. Laine odwróciła się od Stacey po tym, jak przyjaciółka zmoczyła łóżko, w którym razem nocowały po imprezie. Na domiar złego, rodzice zrobili się tak nadopiekuńczy, że kontrolowali Stacey na każdym kroku, a w końcu podjęli decyzję o przeprowadzce z najeżonego niebezpieczeństwami Nowego Jorku do malutkiego, spokojnego Stoneybrook. Kiedy dziewczyna poznała tam nowe przyjaciółki, nie popełniła drugi raz tego samego błędu i opowiedziała im o swojej chorobie.
Choroba Stacey jest zgrabnie wpleciona w fabułę i nie dominuje jej. Młodzi czytelnicy identyfikują się z bohaterkami, kibicują im w walce z nieuczciwą konkurencją, martwią się o ich małych podopiecznych i niejako przy okazji dowiadują się, dlaczego osoba z cukrzycą nosi przy sobie dziwne urządzenie i nie może zamówić w kinie coli. I przede wszystkim przekonują się, że poza pewnymi ograniczeniami, osoby chore prowadzą zwyczajne życie, które niewiele różni się od ich własnego. Trzeba przyznać, ze autorce udało się przekazać sporo wiedzy na temat cukrzycy, ale zrobiła to tak umiejętnie, że czytelnik nie odczuwa „ciężaru” nauki. I o to chodzi.