Top Car, Davide Cali, przekład Paweł Łapiński, ilustracje Sébastien Mourrain, Wydawnictwo Kinderkulka, ISBN: 978-83-95179-26-6; wiek 5+
Marcel ma całkiem niezły samochód. Może nie jest najnowszy i nie ma zbyt dynamicznego silnika, ale zawsze niezawodnie dowozi bohatera na miejsce i można nim łatwo zaparkować. Marcel jest z niego zadowolony. Wszystko zmienia się jednak, kiedy Marcel widzi billboard przedstawiający wehikuł marzeń o wdzięcznej nazwie Venus. Jak głosi reklama, Venus jest najnowocześniejsza i najszybsza. Nic dziwnego, że uwielbiają ją wszystkie piękności. Od tej pory Marcel nie może przestać myśleć o Venus. Niestety obiekt jego pragnień kosztuje 99 999 pezów, więc ze swojej pensji będzie go stać na zakup dopiero w wieku 93 lat. Bohater spędza bezsenne noce wymyślając sposoby na zdobycie samochodu. Rozważa grę w kasynie, obstawianie wyników wyścigów konnych, a nawet napad na bank. Ale to nie w jego stylu. W końcu decyduje się na dodatkową pracę. Wystarczy, że złoży 99 999 małych różowych autek i jego marzenie spełni się. Początkowo składa samochodziki tylko wieczorami, ale wkrótce poświęca zajęciu cały swój czas i energię. Zarywa noce, posiłki zjada w biegu, haruje ponad siły. Nie cofa się nawet przed symulowaniem choroby i okłamywaniem przełożonego, żeby móc zostać w domu i składać samochodziki całymi dniami. W końcu Marcel osiąga swój cel – odbiera wypłatę i kupuje Venus. Przez chwilę mogło by się wydawać, że historia Marcela i Venus to pochwała ciężkiej pracy i wytrwałości w dążeniu do celu, ale autorzy serwują nam nagły zwrot akcji. Wracając do domu nowiutką Venus Marcel jest przeszczęśliwy. Do czasu, kiedy zauważa billboard z reklamą „Afrodyta! Większa! Ładniejsza! Jeszcze bardziej uwielbiana przez wszystkie piękności”. Marcel natychmiast przestaje się cieszyć ze swojego nowego nabytku i zaczyna marzyć o Afrodycie. Na kolejnych ilustracjach widzimy, jak nasz bohater zwleka się rano z łóżka, je śniadanie i zabiera się za składanie samochodzików. Tym razem musi ich skręcić 199 998…
Autorzy, bez pouczania, za to z lekkością i humorem, punktują problemy współczesnego świata i ludzkie słabości: konsumpcjonizm, niedocenianie tego co mamy, bezrefleksyjne podążanie za modą, nieumiejętność odróżniania prawdziwych potrzeb od tych wykreowanych przez speców od marketingu, wpadnie w pułapkę niekończącej się pogoni za lepszym, nowszym, ładniejszym, podporządkowywanie całego życia chęci posiadania…
Tak jak w przypadku „Wroga” Davide’a Cali, mamy tu do czynienia z książką wieloadresową – dla młodszych, starszych i tych zupełnie dorosłych. Historię Marcela i Venus można wykorzystać jako pretekst do zastanowienia się z dziećmi, czy rzeczywiście potrzebują tego wszystkiego, co chcą im wcisnąć sprzedawcy. Czy stara deskorolka naprawdę przestała być dobra tylko dlatego, że w sprzedaży jest nowy model, który różni się od poprzedniego wyłącznie kolorem. Przekaz będzie zrozumiały już dla pięciolatka, ale im starszy odbiorca, tym bardziej gorzka pigułka go czeka.
Nie mogę nie wspomnieć o warstwie graficznej. Bardzo podoba mi się minimalistyczna kreska i gustowne stonowane kolory. Ilustracje wnoszą do całej historii elementy humoru i wzmacniają przekaz. Kot, który bezskutecznie zabiega o uwagę zapracowanego pana, zachęca do refleksji, czy warto dla top komórki, komputera czy samochodu zrezygnować ze spaceru z rodziną albo wieczornego czytania dzieciom i czy poświęcanie wszystkiego dla realizacji celu, z którego potem nie potrafimy się cieszyć, ma jakikolwiek sens.
Obrazek na końcowej okładce pozwala mieć nadzieję, że Marcel jednak opamiętał się:)