Dlatego nie jemy zwierząt. Książka o weganach, wegetarianach i wszystkich żywych istotach, Ruby Roth (tekst i ilustracje), przekład Marta Mikita, Wydawnictwo Cień Kształtu, 2013, ISBN: 978-83-60685-17-4; wiek 4+
Mam mieszane uczucia jeżeli chodzi o tę książkę. Dużo o niej myślałam i doszłam do wniosku, że książka jest świetną propozycją dla dzieci, które nie jedzą mięsa, ale dzieciom z rodzin niewegetariańskich poleciłabym inne lektury. Argumenty poniżej.
Najważniejszy, i niebudzący żadnych zastrzeżeń, przekaz książki „Dlatego nie jemy zwierząt” jest taki, że zwierzęta nie są przedmiotami, są czyimiś dziećmi, czują ból, bawią się, przyjaźnią, opiekują sobą, tęsknią.
Świnki potrzebują widzieć słyszeć i czuć siebie nawzajem. Czasami przytulają się do siebie tak mocno, że ciężko je rozdzielić.
Autorka opisuje emocje i zwyczaje zwierząt, pokazuje, że zwierzęta hodowlane czują i cierpią tak samo, jak domowi pupile, i w ten sposób stara się uzmysłowić czytelnikom, że podział na zwierzęta do kochania i do jedzenia jest sztuczny i niewłaściwy.
Najwięcej miejsca Ruby Roth poświęca na zwrócenie uwagi dzieci na krzywdę zwierząt z chowu przemysłowego. Na sąsiadujących ze sobą stronach zostało przedstawione życie zwierząt w naturalnym środowisku (gdzie mieszkają z rodziną, cieszą się wolnością, są bezpieczne) i tych, które żyją w niewoli, na fermach przemysłowych. Te drugie mieszkają w ciasnych, ciemnych klatkach, są oddzielane od członków rodziny, karmione sztuczną paszą, cierpią ból i strach. Na kolejnych ilustracjach widzimy tuczenie, przycinanie dziobów, brak słońca, powietrza, przestrzeni. To kontrastowe zestawienie niesie ze sobą bardzo duży ładunek emocjonalny.
Dziko żyjące świnki ryją w ziemi w poszukiwani jedzenia, siłują się ze sobą i taplają w błocie. Świnka z chowu przemysłowego spędza całe życie sama w kojcu tak małym, że nawet nie może się w nim obrócić.
Książka pokazuje dzieciom los zwierząt hodowlanych szczerze i bez upiększeń (z oka kury spływa łza, kaczka ma rany od przetrzymywania w ścisku, a zamknięte w klatce indyki spoglądają tęsknie w niebo…) ale przekaz nie jest drastyczny. Zarówno warstwa tekstowa, jak i graficzna, jest dostosowana do możliwości poznawczych i emocjonalnych dzieci. Książka zdecydowanie zmusza do refleksji, ale nie przeraża.
Autorka zwraca również uwagę na negatywny wpływ, jaki hodowle przemysłowe mają na środowisko naturalne (ten aspekt uważam za bardzo cenny). 5% kwoty ze sprzedaży każdego egzemplarza jest przekazywane Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva!
Na pewno jest to świetna pomoc dla wegetarian, którzy chcą wytłumaczyć dzieciom, na czym polega wegetarianizm i weganizm, dlaczego ich rodzina nie je mięsa i jakie są etyczne aspekty ich żywieniowych decyzji. Jeżeli natomiast w domu jada się mięso, to ta lektura będzie wywoływać w dziecku wyrzuty sumienia, że zjadając to, co serwują mu rodzice, skazuje zwierzęta na cierpienie. A przecież dziecko nie ma wpływu na domowe menu, a tym bardziej na przemysł mięsny. Co czterolatek (książka jest rekomendowana dla dzieci 4+), przed którym mama stawia talerz z kotletem, ma zrobić z wiedzą, że jego obiad był niedawno świnką, która na dodatek cierpiała przed śmiercią? Mimo że książka nie epatuje okrucieństwem i cierpieniem jej przekaz może wpędzać dziecko z domu mięsożerców w niepotrzebne poczucie winy.
Jestem za tym, żeby dzieci były świadome, że parówki nie rosną na drzewie, zdawały sobie sprawę, że tylko w książeczkach obrazkowych i kreskówkach wszystkie zwierzęta wesoło biegają po łące i skubią zieloną trawkę w promieniach słońca, ale zdecydowanie nie obarczałabym maluchów odpowiedzialnością za wybory dorosłych. Wolałabym skupić się w rozmowie z dzieckiem na rzeczach, na które mają rzeczywiście wpływ. Mogą np. nie chodzić do cyrku, nie deptać mrówek, dokarmiać ptaki zimą, nie ciągnąć kota za ogon itd. Ze starszakiem można już porozmawiać o tym, że może warto ograniczyć spożycie mięsa i mądrzej kupować (mięso z małych gospodarstw, przetwory eko i bio, jajka „0”). Może dzięki takiej edukacji za kilkanaście lat hodowle przemysłowe, pełne niepotrzebnego cierpienia zwierząt, stracą klientów na rzecz małych gospodarstw, gdzie zwierzęta żyją lepiej.
Jeżeli szukacie tytułów, które uczą szacunku i empatii, uwrażliwiają najmłodszych na los zwierząt, ale bez emocjonalnego szantażu, polecam np. „Uratuj mnie”, „Tak jak ty”, „Zwierzokracja”, a dla starszych „Lolek”, „Wilki z Nowego Meksyku”, „Jedyny i niepowtarzalny Ivan”.